Fool Me Once - recenzja. Od nowego serialu kryminalnego Netflixa trudno się oderwać
Opis fabuły brzmi jak typowa książka Cobena, wiec już w zasadzie można się spodziewać zakonczenia
Jestem na 5 odcinku i o matko... to jest przecież typowy kryminałek rodem z legendarnej stacji Hallmark. Tak pod kątem scenariusza, jak i realizacji. Nie ma tu niczego, na czym można zawiesić oko. Zero ciekawych kadrów, inscenizowanych scen, pomysłów na korekcj�� barwną, czy też akcji. Absurdalnie schematyczny, wręcz podręcznikowy do bólu przykład jak nie kręcić kryminałów z przeciętną fabułką.
A ta fabuła to sama w sobie nie porywa, bo opiera się na motywie "wgłębiania" się w kolejne wątki i postaci, po nitce do kłębka. Dość śmiesznie z perspektywy kolejnych epek wygląda scena z nagraniem zmarłego męża - gdzieś w 5 odcinku wszyscy mają na to wywalone.
Z Martym McGregorem mam zaś inny problem. Ten stworzony na potrzeby serialu policjant to mocno przerysowany millenials, który ma być humorystycznym akcentem – w moim odczuciu tutaj zbędnym.
Jest dokładnie odwrotnie. Jest niezbędny, ponieważ:
spoiler start
spełnia netflixowy wymóg upchania do fabuły homoseksualisty w ramach diversity, które tutaj wywala poza skalę
spoiler stop
.
Więc Marty musi być, bo takie mamy czasy :) Czasy, które wymuszają na scenarzystach wrzucanie takich z d...y postaci.